piątek, 8 czerwca 2012

Orientation


Siedzę właśnie na lotnisku LaGuardia w Nowym Jorku, piję miętową herbatę i czekam na samolot do Atlanty. Lot mam wyjątkowo niefortunny, bo dopiero o 20.00 (czyli za jakieś 3,5 h). Jak wiadomo nie ma tego złego..więc w międzyczasie zdążę przeczytać wszystkie możliwe plotkarskie magazyny (przykład, co dobry tytuł artykułu robi z potencjalnym czytelnikiem: kupiłam odpowiednik tzw.„ambitnej prasy kobiecej” typu Party czy Show –pismo OK, jak przeczytałam hasło „ślub roku” o Robercie P. I Kristin S.; oczywiście wystarczyło otworzyć gazetę, żeby się przekonać, że wydarzenie jest dopiero „planowane” tiaa).
 Ostatnie 4 dni minęły bardzo szybko, bardzo intensywnie, bardzo przyjemnie i jednocześnie bardzo ciężko. Przeleciałam do NYC w poniedziałek popołudniu po 9 h łatwego lotu bez przesiadek/ turbulencji/ opóźnień czy innych umilaczy. Nie mogę niestety powiedzieć, że to był najlepszy lot w moim 25-letnim życiu. Jednocześnie nie polecam linii lotniczych Lot :) Dlaczego?: okropne jedzenie i brak wyboru w kwestii posiłków, powolny, nieprzyjemny personel pokładowy i brak indywidualnych monitorów do wyświetlania filmów/ odtwarzania muzyki (były 2 ekrany na całą kabinę, z czego jeden zepsuty, a dżwięk niedostosowany). Jakość całkowicie nieadekwatna do cen biletów.
Z lotniska ok. godziny jechałam z innymi dziewczynami do Stamford, CT na szkolenie kulturoznawcze tzw. Orientation. Sprowadza się ono do 3 dni seminariów o amerykańskiej kulturze i stylu życia, jednak Ameryki nikt tam nie odkrywa, zajęcia są proste, momentami tak proste, że ocierają się o granice nudny. Koncentracji nie wspiera także jet-lag, którego doświadczyłam pierwszy raz w życiu. Wcześniej oczywiście o tym zjawisku słyszałam, ale nie wyobrażałam sobie, jak po dlugim locie, przy ekstremalnym zmęczeniu, można nagle obudzić się następnego dnia przed 4 nad ranem. I tak przez kilka kolejnych dni. W związku z powyższym początkowo wypijałam nie tradycyjne 3, a 4+ kawy i praktykowałam spanie z otwartymi oczami w trakcie wykładów. Aż do dzisiaj, kiedy to na poranne zajęcia w ogóle nie poszłam z powodu gorączki i paskudnego zatrucia. Przy okazji zaalarmowałam cały świat o swojej chorobie i dostałam ataku histerii, że tylko ja mogę mieć takiego pecha (bo jakoś nikt inny –z ponad 100 osób - nie zachorował...) A ja rozłożyłam się w doskonałym, wymarzonym momencie – podczas wczorajszej wycieczki do NYC (która była oczywiście wspaniała!; jedny problem polegał na tym, że nie miałam siły wychodzić z autobusu i robić głupich min do zdjęć.) I tak siedzę teraz zmuszona popijać ziółka zamiast ulubionego Frappucino ze Starbucksa. Jednocześnie nie obawiam się, że przytyję od amerykańskiej kuchni – dzisiaj schudłam pewnie z 5 kg ;)
Szkolenie miało oczywiście swoje smaczki – wszędzie tam, gdzie spotykają się różne kultury dochodzi do nieprzewidywanych sytuacji. Przykład? Moja współlokatorka z Ukrainy. Wśród europejskich aupairek spotkałam się wielokrotnie ze stereotypem, że Niemki są „szybkie/łatwe”. Jeśli tak jest, to niektóre Ukrainki są szybkie jak błyskawica:) Otóż sąsiadka zza wschodniej granicy po 15 min pobytu w hotelu wyemigrowała z pokoju i przeniosła się do nowopoznanego faceta. Dziewczyna na tempo!
A  teraz? Teraz zaczyna się „właściwa” część przygody – Atlanta. Mam swoje oczekiwania. Czy spotkają się z rzeczywistością? Za jakieś 5 h powinnam się dowiedzieć ;)





1 komentarz:

  1. Oooo :)
    wreszcie się doczekałam...bo wyczekiwałam tego posta.
    Cieszę się, że dolecialaś bez problemów i że wszytsko ok. I w życiu bym nie powiedziała (po zdjęciach) że się źle czułaś. Mam nadzieję, że szybko przejdzie.
    Teraz trzymam kciuki, żeby rodzinka okazała się super!!! :)

    I oczywiście czekam na dalsze relacje.

    P.S Ukrainka wymiata :P
    Skończyła w ogóle szkolenie? Bo u mnie kilka Ukrainek na szkolenie nawet nie dotarło :P

    OdpowiedzUsuń